Swego czasu spotkałem się ze stwierdzeniem, że konotacje angelologiczne są Biblii obce i termin „anioł” na jej kartach nie występuje. I że w przekładzie winien się znaleźć koniecznie „posłaniec” ― czy to sam, czy z dodatkiem, np. „niebiański posłaniec”.
Czy Biblia odróżnia Bożych posłańców niebieskich od ludzkich? Istoty niebiańskie wyższego niż człowiek rzędu od synów Adama? A jeśli odróżnia, to czy koniecznie tłumaczeniowy ekwiwalent musi zawierać słowo „posłaniec”? Czy hebrajskie malach (מַלְאָךְ) i greckie angelos (ἄγγελος) faktycznie należy w Piśmie Świętym oddawać z zachowaniem słowa „posłaniec”, „poseł” lub „wysłannik” w czystej postaci bądź wraz z jakimś wyrazem towarzyszącym, np. przymiotnikiem „niebiański”? Czy termin „anioł” to wymysł znacznie późniejszych wieków i teologów pokroju uważanego za twórcę angelologii Pseudo-Dionizego Areopagity, który szeroko rozpisywał się na temat tych bytów duchowych?
![]() |
Orzeł wylądował: celestialny desant (Hbr 1,14) |
To, że w danym języku nie ma odrębnego słowa na oznaczenie jakiegoś desygnatu, nie oznacza jeszcze, jakoby w tym języku nie znano takiego czy innego pojęcia i nie było nazywającego je terminu. Terminu odrębnego, oznaczającego wyłącznie anioła może w określonym języku nie być, ale czy oznacza to brak terminu „anioł” jako takiego?
Aby lepiej zrozumieć casus anioła, przypatrzmy się paru innym przykładom. Leksem baptidzō (βαπτίζω) ma w grece klasycznej kilka znaczeń: 1) zanurzyć, 2) zatopić (np. okręt), 3) (przen.) zalać, np. „tłum zalał miasto” (zob. choćby J. Frankowski, „»Biblia Tysiąclecia«: tło i problematyka przekładu”, w: Przekład artystyczny. O sztuce tłumaczenia, Wrocław―Warszawa―Kraków―Gdańsk 1975, s. 74).
Czy w scenie chrztu Jezusa z rąk Jana właściwą rzeczą jest tłumaczyć ów czasownik jednym z trzech powyższych odpowiedników? Czy baptidzō ma w tym kontekście jedno ze wspomnianych trzech znaczeń? Bynajmniej. W grece biblijnej czasownik baptidzō ma jeszcze jedno znaczenie, stricte religijne ― oznacza mianowicie ‘zanurzyć w wodzie w celach rytualno-symbolicznych na znak duchowego oczyszczenia z grzechów’.
Żydzi pierwszego wieku naszej ery znali to znaczenie, gdyż czynności takiej dokonywali już członkowie esseńskiej wspólnoty. Żyd, słysząc czasownik baptidzō, domyślał się z kontekstu, o jakie znaczenie tego wyrazu chodzi ― zanurzenie, zatopienie łodzi czy okrętu, zalanie metaforyczne czy może akt o religijnym podłożu. Przekładanie zatem w kontekście religijnym nowotestamentowego baptidzō na zwykłe „zanurzyć” jest tylko pozornie bliższe oryginałowi, w gruncie rzeczy jednak nas od oryginału oddala, polskie „zanurzyć” bowiem konotacji religijnych nie niesie i byłoby niezrozumiałe oraz dziwaczne dla nieprzygotowanego czytelnika, tymczasem dla Żyda z przełomu er baptidzō było zarówno zrozumiałe, jak i stosunkowo zwyczajne, tj. nie uderzające dziwacznością.
Trudno znaleźć idealny polski odpowiednik nowotestamentowego baptidzō, jednak można próbować łączyć zanurzenie z czynnością religijną przez hybrydową konstrukcję „chrzcić przez zanurzenie”. Mimo że, jak nadmieniłem, nie jest to ekwiwalent w pełni satysfakcjonujący, lepsze to i od niereligijnego „zanurzyć”, i od częściowo pustego semantycznie „chrzcić”, nie ewokującego obrazu czynności zanurzania.
Podobnie ma się rzecz z innymi leksemami w Biblii, np. ze słowem stauros (σταυρός), które w nowotestamentowej grece oznacza także „krzyż”, nie jedynie „pal”. Żydzi odróżniali przecież pal (słup) od wprowadzonego przez rzymskiego okupanta, jako narzędzie wymierzanej kary śmierci, krzyża, ślepi nie byli ― a mimo to ową „nowinkę” nazywali po staremu (tj. stauros), nie wymyślając na nią odrębnej nazwy. To samo stało się ze słowem malach, które początkowo oznaczało wyłącznie posłańca, a z czasem zyskało znaczenie anioła. Zaszedł tu następujący prosty i powszechny mechanizm: „(...) łatwiej jest poszerzyć znaczenie słowa nazywającego rzecz podobną, niż wymyślać słowo całkiem nowe” (M. Rusinek, Pypcie na języku, Warszawa 2017, s. 141).
A jeśli proces przebiegał w odwrotnym kierunku, nie stanowi to większej różnicy. Oznaczałoby to bowiem, że najpierw słowem malach określano istoty wyższego niżeli człowiek rzędu, którym Jahwe poruczał rozmaite sprawy, posyłając je tu i tam z określonymi zadaniami (np. strzeżenie wstępu do ogrodu przed upadłymi ludźmi), potem zaś termin ten synowie Adama i Ewy przyjęli do nazywania człowieka posyłanego z takim czy innym zadaniem przez innych ludzi.
A jeśli proces przebiegał w odwrotnym kierunku, nie stanowi to większej różnicy. Oznaczałoby to bowiem, że najpierw słowem malach określano istoty wyższego niżeli człowiek rzędu, którym Jahwe poruczał rozmaite sprawy, posyłając je tu i tam z określonymi zadaniami (np. strzeżenie wstępu do ogrodu przed upadłymi ludźmi), potem zaś termin ten synowie Adama i Ewy przyjęli do nazywania człowieka posyłanego z takim czy innym zadaniem przez innych ludzi.
Inny przykład: w Ewangelii wg Jana Iudaioi (Ἰουδαῖοι) w zależności od kontekstu oznacza nie tylko 1) Żydów, lecz także 2) Judejczyków bądź 3) przywódców żydowskich, faryzeuszy, przełożonych żydowskich, władze żydowskie (zob. D. Gruber, Kopernik i Żydzi, Kraków 2012, s. 105-123).
Również kontekst wskazuje, czy na kartach Nowego Testamentu metenoeō (μετανοέω) znaczy „zmienić zdanie” czy może „nawrócić się” lub „upamiętać się” ― i stosownie do kontekstu należy dobrać adekwatny polski odpowiednik.
Jeszcze inny przykład, tym razem z podwórka pozabiblijnego: Anglik nie powie, że Polacy nie odróżniają ślimaka ze skorupą od ślimaka bez skorupy (więc jakoby należy to słowo tłumaczyć również przez jedno angielskie słowo), skoro na widok tego stworzenia określamy je na ogół jednym słowem: ślimak, nie precyzując, czy chodzi o skorupowego czy bezskorupowego (Anglosasi mają tu odpowiednio snail i slug), ani że Polacy nie odróżniają żółwia lądowego (ang. tortoise) od morskiego (ang. turtle), skoro na widok jednego czy drugiego stworzenia mówimy na ogół: żółw, nie uszczegółowiając, który z tych dwóch mamy na myśli.
Tłumaczyć malach i angelos wyłącznie jako „posłaniec”, „poseł” czy „wysłannik” to jak tłumaczyć hebrajskie basar wszędzie jako „ciało”, mimo że leksem ten ma także inne znaczenia (członek, krewny, stworzenie, istota, marny śmiertelnik, nędzny człek, żywe stworzenie, żywa istota), choć w wielu przekładach niekompetentni tłumacze kropią na lewo i prawo: ciało. (Celowo pominąłem znaczenie „mięso”, gdyż w takich akurat kontekstach przekładacze biblijni błędów nie popełniają). Jest to zwyczajne etymologizowanie, należące do katalogu błędów niewykwalifikowanych lub nieporadnych tłumaczy.
Podobnie sprawa wygląda z hebrajskim czasownikiem barach, który oznacza „błogosławić”, a także ― tu niespodzianka ― coś zgoła odwrotnego, mianowicie „przeklinać” i „bluźnić”; kiepski tłumacz przekładałby to jak leci wszędzie jako „błogosławić”, no bo skoro słowa „przeklinać” i „bluźnić” nie mają w Biblii Hebrajskiej odrębnego leksemu...
Tłumaczyć malach i angelos wyłącznie jako „posłaniec”, „poseł” czy „wysłannik” to jak tłumaczyć hebrajskie basar wszędzie jako „ciało”, mimo że leksem ten ma także inne znaczenia (członek, krewny, stworzenie, istota, marny śmiertelnik, nędzny człek, żywe stworzenie, żywa istota), choć w wielu przekładach niekompetentni tłumacze kropią na lewo i prawo: ciało. (Celowo pominąłem znaczenie „mięso”, gdyż w takich akurat kontekstach przekładacze biblijni błędów nie popełniają). Jest to zwyczajne etymologizowanie, należące do katalogu błędów niewykwalifikowanych lub nieporadnych tłumaczy.
Podobnie sprawa wygląda z hebrajskim czasownikiem barach, który oznacza „błogosławić”, a także ― tu niespodzianka ― coś zgoła odwrotnego, mianowicie „przeklinać” i „bluźnić”; kiepski tłumacz przekładałby to jak leci wszędzie jako „błogosławić”, no bo skoro słowa „przeklinać” i „bluźnić” nie mają w Biblii Hebrajskiej odrębnego leksemu...
Krótko mówiąc, w Biblii angelos i malach to terminy polisemiczne, które w zależności od kontekstu oznaczają 1) posłańca, posła, wysłannika bądź 2) anioła, czyli istotę niebiańską wyższego rzędu niż człowiek. Nie ma powodu, dla którego nie mielibyśmy stosować w przekładzie odrębnych polskich słów na oznaczenie, w zależności od kontekstu, posłańca bądź anioła. Powód polisemii oryginalnego słowa greckiego i hebrajskiego to żaden powód do stosowania w polskim przekładzie jednakowego słowa lub do używania na określanie istoty niebiańskiej ekwiwalentu tłumaczeniowego „niebiański posłaniec”, skoro autorzy biblijni te dwa desygnaty rozróżniali, mimo że stosowali na ich oznaczenie jednakowy leksem.
Znaczenie nr 2 poświadczają choćby dwa pierwsze rozdziały Listu do Hebrajczyków. Aby nie być gołosłownym, przytoczę Hbr 2,5-7, gdzie czytamy (Biblia warszawska): „Bo nie aniołom [angelos] poddał świat, który ma przyjść, o którym mówimy. Stwierdził to zaś ktoś, kiedy gdzieś powiedział: »Czymże jest człowiek, że pamiętasz o nim? Albo syn człowieczy, że dbasz o niego? Uczyniłeś go [Chrystusa] na krótko mniejszym od aniołów [angelos]«”. Autor Listu do Hebrajczyków rozumiał tu angelos nie jako ogólnikowego posłańca ani Bożego posłańca o nieokreślonej naturze (człowieka lub byt duchowy), lecz jako niebiańską istotę wyższego niźli człowiek rzędu.
Wprawdzie Pseudo-Dionizy Areopagita stworzył rozbudowaną hierarchię anielską, lecz o aniołach pisali jeszcze przed nim chrześcijanie bardzo wcześnie, dość wspomnieć Atenagorasa z Aten (II w.), Ireneusza z Lyonu (II w.) czy Ambrożego z Mediolanu (IV w.), który zaproponował podział chórów (porządków) anielskich na trzy triady ― a to, czy posługiwali się przy tym odrębnymi leksemami i mieli oddzielny termin na określenie tej istoty, jest sprawą drugorzędną: najistotniejsze, że znali pojęcie niebiańskiej istoty wyższego rzędu i opisywali ją w takich czy innych słowach. Samo zaś wprowadzenie w tym czy innym języku odrębnego terminu na jej określenie to szczegół bez większego znaczenia.
Reasumując: malach i angelos można śmiało przekładać w Piśmie św. jako „anioł”, jeżeli tylko kontekst wskazuje, że właśnie o taki byt duchowy chodzi, a nie o posłańca. Skrywanie się pod jednym słowem kilku znaczeń nazywa się polisemią (jednemu leksemowi odpowiadają co najmniej dwa znaczenia): jest to zjawisko powszechne i zupełnie naturalne w każdym języku. Tłumaczenie wszędzie w Biblii malach/angelos jako „posłaniec”, stauros jako „pal”, baptidzō jako „zanurzyć”, a metenoeō jako „zmienić zdanie” ― to błąd anachronizmu zwany po angielsku etymological fallacy, czyli odwoływaniem się do etymologii danego leksemu mimo zdezaktualizowanego w danym kontekście znaczenia pierwotnego i lekceważeniem znaczenia wtórnego (późniejszego), które w tymże fragmencie jest aktualne (zob. A. Zaborski, „Dwa nowe przekłady Ewangelii na język polski”, w: Recepcja. Transfer. Przekład, t. 3, Warszawa 2005, s. 180). I jednocześnie niezrozumienie, czym jest zjawisko polisemii.
Zarówno etymologizowanie, jak lekceważenie wieloznaczności poszczególnych leksemów wiedzie tłumacza i czytelnika na manowce i wertepy, a czasem nawet na interpretacyjne bagna.
Zarówno etymologizowanie, jak lekceważenie wieloznaczności poszczególnych leksemów wiedzie tłumacza i czytelnika na manowce i wertepy, a czasem nawet na interpretacyjne bagna.
____________________________________
PS Bywają niekiedy w Piśmie św. ustępy, których kontekst bliższy ani dalszy nie podpowiada, w którym z dwóch znaczeń użyto wyrazu malach czy angelos. Gdy istotnie niepodobna dojść, o które ze znaczeń idzie, można zasygnalizować w przypisie alternatywny wariant przekładowy.