niedziela, 18 sierpnia 2019

O nicości dosłowności

Pozwolę sobie dziś jedynie przytoczyć niezwykle wartościowe, przydatne dla zrozumienia, czym właściwie jest dosłowność i jak niewskazane jest w przekładzie obranie takiej ścieżki, wyimki z książki hebraisty UJ Marka Pieli (wiele jego artykułów i praca Grzech dosłowności we współczesnych przekładach ST jest dostępnych w sieci) oraz z tekstów zmarłego parę lat temu orientalisty, prof. Andrzeja Zaborskiego (pisywał o teorii przekładu Biblii i zrecenzował na łamach fachowych czasopism kilka tłumaczeń Ewangelii), kontestujące mit fałszywego przekonania o wyższości przekładu dosłownego.

Szkoła, Książki, Wiedzieć, Odczyt, Dowiedz Się Więcej
Dola tłumacza
A zatem jedziemy:
[Przekład dosłowny] polega głównie na gwałceniu, a co najmniej naciąganiu norm języka docelowego, co w rzeczywistości czyni przekład dostosowywany do norm języka oryginału niewiernym, bo przecież w oryginałach, poza zdarzającymi się neologizmami i błędami, mamy zgodność z normą. (A. Zaborski, Czy istnieje przekład filologiczny?, w: Języki orientalne w przekładzie, nr 24, Kraków 2002, s. 80).
*****
Praktycznie można i należy stosować zasadę, że przekład dosłowny jest najczęściej przekładem złym! Większa doza dosłowności wręcz gwarantuje błędne tłumaczenie nawet w tak prostych wypadkach jak tłumaczenie dosłowne na arabski polskiego Dzień dobry! jako Dzień dobroci (...). Z jednej strony panuje fałszywe wyobrażenie o istnieniu nieprzekładalności (...) a z drugiej  fałszywe przekonanie, że remedium na rzekomą nieprzekładalność jest dążenie do dosłowności. Odbiorcy przekładów dosłownych, np. Biblii, łatwo albo wręcz chętnie akceptują rozmaite dosłowności, które w swojej naiwności interpretują jako oznakę wierności, a poza tym  jako przejaw takiej czy innej egzotyki. Nie zdają sobie sprawy z tego, że dosłowność najczęściej oddala od oryginału, a nie przybliża do niego. (...) filolodzy [bibliści] częściej tłumaczą z myślą o swoich kolegach po fachu mających przekład porównywać z oryginałem aniżeli o odbiorcy nieznającym języka oryginału. (A. Zaborski, dz. cyt, s. 81).
*****
(...) skoro przekład z definicji dokonywany jest z jednego, niepowtarzalnego w swojej odrębności języka oryginału na drugi, również jedyny i niepowtarzalny język przekładu oraz niepowtarzalne w swojej odrębności struktur są także pozostałe elementy kultury oryginału i kultury przekładu, to wynika z tego, że nie można oczekiwać, że oryginał i przekład mogłyby być identyczne pod względem języka (w sposób oczywisty np. w przekładzie z hebrajskiego język polski, bez względu na ilość możliwych hebraizmów, nie będzie nigdy językiem hebrajskim), i że recepcja w kulturze, której część stanowi język przekładu, mogłaby być we wszystkich, również zewnętrznych, powierzchniowych szczegółach identyczna z recepcją ludzi żyjących w kulturze języka oryginału w określonej epoce. (A. Zaborski, Między archaizmem a neologizmem (wokół nowych przekładów Biblii w języku polskim), w: Polszczyzna biblijna, t. 2, Tarnów 2009, s. 48-49).
 *****
Oczywiście w trakcie przekładania dochodzi zawsze do utraty lub częściowego zniekształcenia pewnych elementów oryginału, ale dzieje się to również w trakcie komunikowania się w tym samym języku. Pozornie tylko wydaje się nam, że czytając jakikolwiek tekst w języku polskim rozumiemy go wszyscy tak samo i w takim samym zakresie. Ograniczając się tylko do wyrazu, np. wyraz samolot wywołuje inne reakcje u lotnika, a inne u kogoś, kto nigdy nie leciał samolotem, wyraz dziecko znaczy coś innego (w pewnym zakresie) dla kobiety mającej dzieci, a co innego dla kobiety nie mogącej mieć dziecka, wyraz pustynia znaczy coś innego dla kogoś, kto pustynię zna tylko z opisów i z kina i telewizji, a coś innego dla kogoś, kto był na pustyni itd. (A. Zaborski, Nowe tłumaczenia Biblii a teoria przekładu, w: Ruch Biblijny i Liturgiczny, nr 30, 1977, s. 299).
*****
W języku potocznym i w wyobrażeniu potocznym przekład dosłowny to przekład rzekomo bardzo dokładny i najbardziej wiarygodny. Tymczasem jest odwrotnie: w przekładzie dosłownym zawsze coś zostaje nieprzetłumaczone, nieuwzględnione, zamiast ekwiwalentu otrzymujemy w przekładzie dosłownym tylko coś niepełnego, zniekształconego. (A. Zaborski, Dwa nowe przekłady Ewangelii na język polski, w: Recepcja. Transfer. Przekład, nr 3, Warszawa 2005, s. 198).
*****
Jest oczywiste, że w przekładzie międzyjęzykowym nie można zachować wszystkich cech oryginału. Wynika to z samej definicji języka. Zadaniem tłumacza jest więc najpierw wybrać te cechy oryginału, które muszą być zachowane w przekładzie, o ile przewidywani odbiorcy mają reagować na niego podobnie, jak na oryginał reagują jego odbiorcy, a następnie tak zredagować przekład, by posiadał on owe cechy. Dosłowność można określić jako opłakany skutek beznadziejnych prób zachowania w przekładzie wszystkich cech oryginału, a wobec oczywistej niemożliwości tego ostatniego  jak największej ilości tych cech, bez oglądania się na ich hierarchię. (M. Piela, Grzech dosłowności we współczesnych polskich przekładach Starego Testamentu, Kraków 2003, s. 18).
*****
Dosłowność, czyli przekład częściowy, to błąd, bo to, co zostało nieprzetłumaczone, jest niezrozumiałe dla czytelnika (chyba że korzysta także z oryginału) lub też może on to zrozumieć inaczej niż odbiorca oryginału. Z wszelkimi znakami [językowymi lub niejęzykowymi, np. gestami  PJK] jest tak, jak z wyrazami: jeśli się nie przetłumaczy wyrazu, a tylko go przetranskrybuje, może on stać się niezrozumiały dla czytelnika takiego przekładu lub znaczyć dla niego co innego niż oryginał, gdy mianowicie wyraz przetranskrybowany jest formalnie tożsamy z jakimś wyrazem języka docelowego o innym znaczeniu (...). Nikt nie twierdzi, że dobry przekład polega na tym, że co drugi wyraz oryginału się tłumaczy, a co drugi  transkrybuje. Ale przecież czymś podobnym jest przekład dosłowny. (M. Piela, dz. cyt., s. 27).
*****
Jeżeli dany leksem języka oryginału ma dwa znaczenia, ale w tłumaczonym tekście kontekst jednoznacznie wskazuje, które z nich jest aktualizowane, a mimo to tłumacz przekłada ów leksem tak, jak można by go przełożyć w kontekstach, w których jest aktualizowane drugie z jego znaczeń, co prowadzi do niejasności przekładu, to tłumacz grzeszy dosłownością. (M. Piela, dz. cyt., s. 24).
Konkretne przykłady niefortunnych, mniej lub bardziej rzutujących na interpretację danego ustępu czy zagadnienia, dosłowności w tłumaczeniu Pisma św. przedstawiam w poszczególnych tekstach na blogu. O drobnej części translatorskich kiksów lub nie najszczęśliwszych transpozycjach już napomknąłem w poprzednich odsłonach. Toteż zachęcam do lektury zarówno dotychczasowych, jak przyszłych wpisów.

© Paweł Jarosław Kamiński 2019

czwartek, 4 lipca 2019

Felerny „Nowy Testament”

Nowy Testament. Któż o nim nie słyszał! Nawet nie uznający Jezusa za Mesjasza Żydzi mają świadomość, że coś takiego istnieje, jakkolwiek niekiedy nie mają większego pojęcia o treści tej księgi. (Zresztą nie dziwota, skoro podobnie jest z wieloma wyznającymi chrześcijaństwo Polakami). A stykając się z jej hebrajskim przekładem, nierzadko są zdumieni, jak mocno przypomina starożytne teksty ich przodków. Wszystko to zasługa języka, w którym go zapisano. I nie chodzi o zewnętrzne cechy greckiego tekstu, lecz o podpowierzchniowy semicki rys, zdradzający hebrajski i aramejski sposób myślenia autorów plus odwołania do Starego Testamentu zapośredniczone przez Septuagintę. Ta sama frazeologia. Idiomatyka. Stylistyka. Nie jest to greka klasyczna ani koinē, lecz raczej „greka żydowska”, w wielu miejscach łudząco podobna do tej z Septuaginty.

Przymierze z Noem
Pierwsze przymierze
Nowy Testament. Księgi święte nowej ery ludu Bożego, spisywane przez uczniów i pierwszych naśladowców tyle wyczekiwanego Christosa.  Maszijacha. Pomazańca Jahwe. Baranka i Syna Bożego. Króla królów i Pana panów.

Nowy Testament. Zbiór pism łączących, w przeciwieństwie do pism przedchrześcijańskich, wiele wyznań — od katolików, przez protestantów i prawosławnych, po Świadków Jehowy.

Nowy Testament jaki jest, każdy widzi. A co naprawdę ta nazwa oznacza? Dlaczego nazwano testamentem tę część natchnionych pism? (Kwestię znaczenia członu nowy pominiemy).

W języku polskim słowo „testament” ma jedno, określone znaczenie. Nie teologiczne, lecz prawnicze. Czyżby więc w Biblii mowa była o jakichś dwóch ostatnich wolach zapisanych przez testatorów na rzecz spadkobierców? Testament wchodzi w życie wraz ze śmiercią legatora: Chrystus umarł na krzyżu, toteż wszystko się zgadza. Czy aby na pewno? O jakiż to testament idzie?

Słowo „testament” wywodzi się bezpośrednio z łacińskiego testamentum , który to termin oznaczał „«dokument pisany o charakterze oficjalnym», czyli równie dobrze akt przymierza jak testament” (D. Rops, Co to jest Pismo Święte?, Poznań—Warszawa—Lublin 1959, s. 35). Z kolei testamentum stanowi przekład greckiego diathēkē, które ma dwa znaczenia: (1) testament, (2) przymierze. Warto sobie postawić w tym miejscu pytanie, czy w teologii Tanachu (biblijnych pism hebrajsko-aramejskich) występuje idea testamentu. Chyba i ze świecą byśmy nie znaleźli. Za to na wielu miejscach czytamy o przymierzu Boga z jego ludem.

Okazuje się, że tłumacze Nowego Testamentu, przekładając greckie natchnione pisma, trafili kulą w płot, oddając diathēkē jako „ostatnią wolę”, czyli rzeczony „testament”, zamiast jako „przymierze”, termin mocno osadzony w historii patriarchów, a potem ludu izraelskiego (o pierwszym przymierzu czytamy już w Rdz 6,18). Oddajmy głos Romanowi Zającowi (Biblia. Początek, Kraków 2016, s. 125, 127):
Przymierze (hebr. berit) to jedno z najważniejszych słów w Biblii, gdyż za pomocą tego terminu próbowano oddać istotę relacji, jaka występuje między Bogiem a Jego ludem. Cała Biblia to historia zawieranych kolejno przymierzy z Bogiem. (…) Wątek przymierza Boga z ludźmi przewija się przez całe Pismo Święte i powraca niczym refren w piosence. Biblia zawiera opisy przymierza z Noem, Abrahamem oraz całym narodem izraelskim za pośrednictwem Mojżesza. Stwórca wszechświata (…) wciąż myśli o człowieku, którego kocha i któremu chce zapewnić szczęście. Dlatego wychodzi z propozycją przymierza, w którym w zamian za wierność i posłuszeństwo Jego woli obiecuje opiekę i błogosławieństwo. (…) Co ciekawe, hebrajskim słowem berit Biblia określa również małżeństwo i mówiąc o przymierzu Boga z człowiekiem, często odwołuje się właśnie do tej małżeńskiej symboliki.
Jak podaje Daniel Gruber (Kopernik i Żydzi, Kraków 2012, s. 43), wyraz diathēkē występuje na kartach Septuaginty (przedchrześcijańskiego przekładu na grekę Tanachu i paru nienatchnionych pism) przeszło trzysta razy, lecz nigdy nie oznacza testamentu zawsze przymierze.

W polskich przekładach NT słowa „testament” i przymierze przeplatają się w Liście do Hebrajczyków, gdzie mowa jest o wyższej od aniołów i Mojżesza pozycji Chrystusa, lepszym takowego kapłaństwie aniżeli lewickim, lepszej ofierze na krzyżu niż składane w świątyni kozły, woły i owce. „Oto idą dni, mówi Pan, a zawrę z domem Izraela i z domem Judy przymierze nowe. Nie takie przymierze, jakie zawarłem z ich ojcami w dniu, gdym ujął ich za rękę, aby ich wyprowadzić z ziemi egipskiej (…). Takie zaś jest przymierze, które zawrę z domem Izraela po upływie owych dni, mówi Pan: Prawa moje włożę w ich umysły i na sercach ich wypiszę je, i będę im Bogiem, a oni będą mi ludem”   czytamy w Hbr 8,8-10, co jest żywcem wzięte z Jr 31,31-33.

Znalezione obrazy dla zapytania christ on the cross
Przymierze Number One
W kolejnym rozdziale listu argumentacja idzie dalej, traktując o „pośredniku nowego przymierza” (Hbr 9,15).

Kim jest ów pośrednik, na czym polegała jego rola i jak ma się jego pośrednictwo do nauk Tanachu?

A zatem... i tu właśnie napotykamy językowe trudności. Przekłady bowiem wersetów Hbr 9,15-18, pisze Gruber, zawierają szereg błędów powielanych przez kolejnych tłumaczy bez wnikania w kontekst tego fragmentu i jego spójność z resztą Pisma św. Przytoczmy ten passus za Biblią warszawską:
  • I dlatego jest On pośrednikiem nowego przymierza, ażeby gdy poniesiona została śmierć dla odkupienia przestępstw popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są powołani, otrzymali obiecane dziedzictwo wieczne.
  • Gdzie bowiem jest testament, tam musi być stwierdzona śmierć tego, który go sporządził;
  • Bo testament jest prawomocny z chwilą śmierci, a nie ma nigdy ważności, dopóki żyje ten, kto go sporządził.
  • Dlatego i pierwsze przymierze nie zostało zapoczątkowane bez rozlewu krwi.
Po pierwsze, jak pisaliśmy wyżej, błędem jest samo pisanie w wersetach 16 i 17 o testamencie (a czynią tak bodajże wszystkie polskie przekłady) zamiast o przymierzu.

Po drugie, wyjaśnia Gruber, tłumacze oddają w w. 17 greckie epi nekros jako w chwili śmierci (Biblia warszawska) lub po śmierci (Biblia Tysiąclecia), tymczasem wyrażenie to, oznaczające dosłownie przy martwych, odwołuje się do śmierci zwierzęcia, które musiało zostać zabite, aby przymierze było ważne, a zatem idzie tu o swoistą pieczęć potwierdzającą zawarcie przymierza.

Po trzecie wreszcie, przekładacze, nie rozumiejąc słowa diathemenos (ww. 16 i 17), oddają je jako ten, który go [testament] sporządził. Otóż podczas zawierania przymierzy nie umierała żadna ze stron ani Bóg, ani Noe, Abraham czy Izrael. Umierało natomiast zwierzę składane w ofierze jako potwierdzenie ważności przymierza. Taką ofiarą, wskazuje autor Listu do Hebrajczyków, jest właśnie Chrystus, którego śmierć stanowi przypieczętowanie przymierza między Bogiem a ludźmi. Diathemenos czytamy u Grubera (dz. cyt., s. 50) w kontekście nauczania przedstawionego w Liście do Hebrajczyków, a także w kontekście przymierza Prawa i nowego przymierza (...) nie powinno być tłumaczone jako «ten, który sporządza testament/przymierze», lecz raczej jako «to, co zawiera przymierze» lub prościej «to, co ustanawia (lub potwierdza) przymierze».

Inkryminowane cztery wersety winny zatem brzmieć mniej więcej tak (tamże):
  • Dlatego jest On pośrednikiem nowego przymierza, ażeby, gdy poniesiona została śmierć dla odkupienia przestępstw popełnionych za pierwszego przymierza, co którzy są powołani, mogli otrzymać dziedzictwo wieczne.
  • Gdzie bowiem jest przymierze, tam musi być stwierdzona śmierć tego, który potwierdza przymierze.
  • Bo przymierze jest potwierdzane na podstawie martwych ciał, gdyż nie ma ono ważności, dopóki żyje ten, kto potwierdza przymierze.
  • Dlatego i pierwsze przymierze nie zostało ustanowione bez rozlewu krwi.
Takie rozumienie tekstu pokazuje, jak głęboko zanurzone w pismach przedmesjańskich są pisma mesjańskie. Jak wyraźnie odwołują się do wydarzeń z dziejów patriarchów i ludu Izraela. 

Wykładnia taka rozjaśnia mroki, wskazując na związki wersetów z tekstami Tanachu, a także między sobą nawzajem. 

Dzięki temu czytelnik nie musi w 9 rozdziale Listu do Hebrajczyków przeskakiwać dalej, pobieżnie przeszedłszy nad pozornie zrozumiałymi wersetami, lecz dostrzega spójny, klarowny wywód odkrywający, czym na tle Tanachu była ofiara Mesjasza.

Nazwa Nowy Testament (podobnie zresztą jak „Stary Testament) jest więc błędna i mylna, choć trudno dziś od niej uciec. Można wprawdzie próbować, ale najważniejsze to rozumieć znaczenie ofiary Jeszui, o której mówi List do Hebrajczyków 9,15-18, z całą mocą i dobitnie (by nie rzec: drastycznie) przedstawiający wspaniałość poświęcenia Jezusa Chrystusa: naszego Pana i Zbawcy, Arcykapłana i Odkupiciela, doskonałej krwawej Ofiary potwierdzającej przymierze Boga z człowiekiem.

A swoją drogą już nawet Świadkowie Jehowy, pomimo tendencyjności swego przekładu pism nowotestamentowych, zdobyli się na to, by zaproponować lepszy, bo nie mylący tytuł tej części ksiąg natchnionych: Chrześcijańskie Pisma Greckie. Ot, prosto i zwyczajnie. Bez przekłamania wkładającego do nazewnictwa Biblii obcą jej teologii ideę testamentu.

© Paweł Jarosław Kamiński 2019